Pilot wycieczek
Uwielbiam to. Jako pilot wycieczek, raz za razem jestem pytany o szczegóły pilotowania samolotu…
– A więc czym się zajmujesz?
– Jestem pilotem.
– O, super! Gratulacje! A dokąd latasz?
– A różnie. Bangkok, Hanoi, Dubaj, Hongkong, Singapur… Teraz lecę do Colombo, a potem do Los Angeles i Nowego Jorku.
– Latasz boeingiem?
– Czasami boeingiem, czasami airbusem.
– Koncentracja przez cały lot?
– Zazwyczaj śpię.
– Śpisz?
– Albo coś czytam.
Jestem pilotem wypraw.
Tak bardzo przyzwyczaiłem się, że pilot prowadzi wycieczki przez góry, miasta i bezdroża, że skojarzenie z samolotem jest dla mnie zupełnie niecodzienne.
Ale jest kilka podobieństw. I różnic.
- Podróżujemy po świecie.
Ja widzę bazary pełne przypraw i tropikalne wyspy. Pilot samolotu widzi lotniska. - Pomagamy ludziom się przemieszczać.
Ale tylko ja mogę się z nimi zaprzyjaźnić. - Informujemy.
On mówi: Podróż potrwa 3 godziny. Temperatura 30 stopni.
Ja mówię: Podróż potrwa 3 tygodnie. Temperatura 30 stopni. Polecam szejki z mango. - Mówimy po angielsku z dziwnymi modyfikacjami.
Nasz znajomy pilot mówi: Heloł. Dzis is kapten spiking. Łekamon bord.
Ja mówię: Ju tejk as tu de dżangel. Łi slip in da hat. - Omijamy burze.
On wzbija się wyżej. Ja wchodzę do miejscowego baru. Na szejk z mango.
Pewnie nieźle jest być pilotem samolotu.
Ale te szejki z mango…
Czy można pokochać grupę? Ludzie na moich wyprawach.
– Wojtku, a ta deszczówka płynęła z góry na dół czy z dołu do góry?
Przyglądam się pytającej twarzy. Poważne pytanie.
– W dół.
Jest pięknie!
Wyprawy tworzą ludzie.
Ich uśmiech rozświetla mi myśli.
Uśmiech. Gest. I spojrzenie.
—
Wiało. Ciemne chmury pojawiły się nagle.
Dojechaliśmy rowerami do autokaru.
Sześćdziesiąt kilometrów pod wiatr.
I wtedy z nieba spadł lód.
Ogromne kule gradu.
Taki grad nie powinien istnieć. A ten rąbał i niszczył wszystko.
Rowery rzuciliśmy na ulicę. Biegiem do autokaru.
Spadały gałęzie. Runęło gdzieś drzewo.
Ściana gradu i deszcz ostry jak nóż.
Wszystko szare. Jakiś samochód ledwie wyminął leżący rower.
Zostało nas dwóch.
Dwadzieścia rowerów na drodze.
I dwie pary rąk ładujących je na przyczepę.
Nie mówiliśmy nic. Deszcz spływał po plecach.
Przemoczeni, zziębnięci, pracowaliśmy razem.
Rozumieliśmy wszystko. Wyprawy tworzą ludzie.
—
Sri Lanka.
Autobus wspina się po wąskich, krętych uliczkach.
Kierowca nie wie, gdzie jechać.
Mijamy te same budynki. Już drugi raz.
– Patrz! Pies!
Najlepsza zabawa świata.
Seria zdań śmiesznych tylko tu i tylko dla nas.
Najlepsza grupa na świecie.
Każde słowo wywołuje śmiech do rozpuku.
Jest pięknie, jesteśmy razem.
Wyprawę tworzą ludzie.
Mijamy hotel już po raz trzeci.
– Patrz! Awokado!
I śmiech!
—
Siedzimy.
Opowiadam o wojnie domowej.
Ich oczy wpatrują się w dal.
Słuchają.
Czuję, jak słowa wpadają w ich serca.
Nikt nic nie mówi, ale wszystko wiemy.
—
Jaskinia w Laosie.
Jesteśmy sami daleko od wejścia.
Jest ciemno. Wąskie światło latarki.
– Uważaj.
Chwytamy się za ręce.
—
Powrót do domu, zamykam wyprawę.
Głos mi się łamie. Tyle przygód razem.
Emocje, zdarzenia i więź.
Ktoś bierze mikrofon. Mówi takie słowa, że łzy stają mi w oczach.
Ze szczęścia.
—
List z Polski.
“To była najlepsza przygoda mojego życia. Wyprawę tworzą ludzie.”
—
Dworzec w Tajlandii.
Bardzo ciężka chwila.
Gonitwa, emocje i stres.
Jestem tak wykończony, że nie mogę mówić.
Głód ściska, oczy przekrwione z niewyspania.
Wszystko jest źle.
Siadam w fotelu i zamykam oczy.
Otwieram.
Widzę uśmiech anioła.
– Wojtku. Proszę. Kupiłam Ci bułkę z budyniem.